sty 30

Są takie drobiazgi, które potrafią skutecznie utrudnić życie i napsuć przy tym sporo krwi… To będzie krótka opowieść o jednym takim drobiazgu.

Cała historia zaczęła się mniej więcej rok temu. Któregoś zimowego dnia odpaliłem kijankę z podniesioną maską – coś tam chciałem sprawdzić. Ze zdziwieniem zobaczyłem, że spaliny – a przynajmniej pewna ich część leci niezupełnie tam gdzie powinna – czyli przez połączenie kolektora wydechowego z kolankiem rury wydechowej z pominięciem reszty wydechu bezpośrednio do atmosfery.

Hmmm…

Podrapałem się w zakola i w głowie zaświtało mi, że poza przykrymi efektami dźwiękowymi w postaci pierdzącego wydechu usterka ta może mieć wpływ na pracę silnika – takie tam drobiazgi jak chociażby moc i zużycie paliwa. Ostatnio to pierwsze było jakby za małe, a to drugie jakby za duże. Wieczorem poczytałem w necie to i owo – wyszło na to, że mogę mieć rację.

Wydawałoby się, że wymiana takiej uszczelki nie powinna być problemem. Ot – odkręcić trzy nakrętki, starą wyjąć, nową włożyć, zakręcić i zapomnieć o sprawie. Problem pojawił się nieoczekiwanie już na etapie zakupu nowej uszczelki. W sklepach internetowych nie występuje, w dwóch autoryzowanych serwisach też nie występowała. Coś mówili o sprowadzeniu na zamówienie. No cóż… nie chciało mi się czekać.

Wymontowałem starą uszczelkę – była wykonana z dwóch warstw blachy stalowej a przynajmniej tyle z niej zostało. Liczne pęknięcia i odkształcenia mówiły jedno: o szczelności można zapomnieć.

Wyszukałem w warsztacie kawałek blachy miedzianej stosownej grubości, wyciąłem z niego nową uszczelkę. Potem wyżarzyłem aby była miękka i dobrze się układała. Całość poskładałem do kupy. Z efektów byłem przez jakiś czas nawet zadowolony, chociaż poprawa dotyczyła głównie warstwy dźwiękowej.

Połączenie wkrótce niestety straciło swoją szczelność. Dorobiłem kolejną uszczelkę – tym razem z nieco grubszej blachy, co sprawiło że resurs szczelności połączenia nieco się wydłużył.

W grudniu problem powrócił. Wydech pierdzi, spaliny lecą bokiem, auto pali jak smok a dodatkowo „czekendżyn” błyska wszystkimi możliwymi błędami – co ciekawe – tylko na LPG.

nowa uszczelka

Radosna twórczość rzeźbiarska

resztki starej

Nieważne ile brakuje, ważne ile zostało.

Po namyśle zrezygnowałem z dorabiania kolejnej miedzianej uszczelki, która i tak nie uszczelni niczego. W sklepach internetowych część ta nadal nie występowała, do serwisu mam za daleko. Zamiast tego zakupiłem w motoryzacyjnym pierwszą lepszą metalowa uszczelkę o stosownej średnicy otworu z trzema otworami pod śruby. Oczywiście na właściwy rozstaw tychże otworów nie było co liczyć, więc trzeba je było nieco przerobić – teraz zamiast trzech otworów są trzy wcięcia. Dzięki temu da się ją zamontować w miejsce oryginalnej. Ta uszczelka wykonana jest z pięciu warstw blachy stalowej a otwór ma dodatkowo okucie.

Demontaż starej i montaż nowej poszedł w miarę gładko , jeśli nie liczyć jednego drobnego spazmu, gdyż albowiem ponieważ jedna z nakrętek uznała za stosowne wykręcić się razem ze szpilką. Ze starej uszczelki zostały strzępy, nowa pasowała nawet nieźle, ale jakby było jej z pół centymetra więcej po obwodzie to byłoby jeszcze lepiej. Auto ucichło, „czekendżyna” z rzadka i na krótko się zapala – ale podejrzewam, że jest to kwestia rozjechanej regulacji instalacji LPG. Wychodzi na to, że będę musiał sobie zakupić kabelek i samemu zestroić sekwencję.

Przez jakiś czas na pewno będzie dobrze. Potem się zobaczy 🙂

Autor Rafał Hyrycz

sty 29

Mniej więcej rok temu zupełnym przypadkiem zauważyłem w kijance problem…

No problem jest…
Elektryczny w sensie… a odbiorniki prądu elektrycznego, ich zasilanie i problemy z nimi związane napawają mnie obrzydzeniem .
Do rzeczy jednak – bo to w sumie mimo wszystko wesołe.
Otwieram sobie tylną klapę i co? Ano na desce rozdzielczej zapala mi się lampka sygnalizująca włączenie ogrzewania tylnej szyby… tyle, że ogrzewanie to nie jest włączone dodatkowo lampka gaśnie po otwarciu przednich lewych drzwi, tylko po to aby zapalić się natychmiast po ich zamknięciu… Łot da fak?
Ale, ale…
Nie działa jednocześnie i to od dłuższego czasu lampka oświetlająca bagażnik… Żarówka sprawna, lampka kaput… No to tylny boczek z bagażnika out – no i mamy co? Bajpas Kurna chata – bajpas pociągnięty z zasilania czujnika zamknięcia tylnych prawych drzwi do zasilania lampki bagażnika… Tylko, że toto nie działa… Mało tego – wygląda na to, że czujnik nie działa. Demontaż – czujnik sprawny. Hmm Bajdełej – tego bajpasa widziałem już wcześniej, ale nie wnikałem… Zapadła decyzja o odcięciu drania, skoro i tak nie działa. Odcięcie spowodowało zgaśnięcie lampki od grzania tylnej szyby – i w sumie o to chodziło.
Ale… Nosz [cenzura], nie może być bez ale…
Lampka w bagażniku nadal uparcie nie świeci…
Szybki rzut oka na schemat elektryczny – zasilanie powinna dostawać z czujnika zamknięcia tylnej klapy, przewód zielony z żółtym paskiem… Aaaa prościzna…
30 sekund później przy samochodzie…
A gdzie jest ten osrany czujnik zamknięcia tylnej klapy Nie wiadomo… lecimy za wiązką… demontaż plastików w bagażniku… demontaż tapicerki tylnej klapy… eeee cooo???? ten czujnik jest w zamku???
Dobra – sprawdzę multimetrem….
[cenzura]
Multimetr stwierdził, że [cenzura] i nie robi
No cóż…
Usiadłem za kierownicą i przycisnąłem przycisk elektrycznego otwierania bagażnika… Wciśnięcie klawisza spowodowało, że na desce rozdzielczej znów zabłysła lampka od grzania tylnej szyby…
Tego było już za wiele… starannie zamknąłem samochód i udałem się do mniej stresujących zajęć.

Kilka dni później rozebrałem ten zamek. Czujnik faktycznie jest w środku. Rozebrałem, wyczyściłem, poskładałem do kupy z powrotem. Efektu brak.

W maju nastąpił istotny przełom…

Światełko w bagażniku… się naprawiło. Amazing self-repair ability 🙂
Nie wiem jak, nie wiem czemu. Nieważne z resztą. W zasadzie to trafiłem jedno podejrzane miejsce na kablu zasilającym grzanie tylnej szyby – izolacja na wtyczce była uszkodzona i częściowo zwęglona. Dałem nową koszulkę, przywaliłem kułakiem w okolice zamka klapy i światełko się pojawiło. Pytanie co pomogło? Izolacja czy piącha?

Procedura odpalania światełka w bagażniku:
– bagażnik otworzyć;
– przełączyć guzik na światełku w pozycję „on”;
– jebn[…]ć z liścia w okolice zamka w celu wywołania przepływu prądu.

Nie wiedziałem, że to takie proste

Po niecałym roku…

Światełko i kontrolka wsiadły mi na ambicję – tak więc całe dzisiejsze popołudnie zeszło mi na nierównej walce z tymi upartymi urządzeniami. Dodatkowo próbowałem znaleźć odpowiedź na pytanie: „dlaczego nie grzeje tylna szyba?”

Jako motto do rozważań przyjąłem to co:
czesław&jarząbek napisał(a):
„wiązka klapy i masa tejże”

Tak więc wiązkę z klapy wyprułem. Zanim jednak to zrobiłem to odkryłem przyczynę niedziałania grzałki tylnej szyby. Banał – z jakiegoś powodu odłączył się kabel. Wyprutą wiązkę przejrzałem starannie do bólu w oczach i nie stwierdziłem nic. Żadnego uszkodzenia mechanicznego, żadnego przetarcia czy załamania. Czyli wiązka to najwyraźniej był fałszywy trop.
Wpakowałem wiązkę abarot w klapę, popodłączałem wszystko tak jak było…
Światełko to zapalało się to gasło naprzemian z kontrolką od grzania tylnej szyby. Ruszanie wiązką nie zmieniało tego stanu, natomiastporuszanie klapą – jak najbardziej. W zależności od położenia klapy względem upadu paliło się albo światełko, albo kontrolka albo można było uzyskać stan pośredni gdy żarzyło się jedno i drugie. Masa… kurna chata… jak tu jest realizowana masa? Szybka analiza – na teleskopach klapy nie, bo na końcach teleskopów są wkładki plastikowe i prąd nie przejdzie. A więc pozostają zawiasy. Zawiasy zużyte, skorodowane więc i masa może być kiepska. Jak klapa jest zamknięta to masa idzie przez zamek. No dobra… skoro tak… kawałkiem kabla połączyłem klapę z resztą nadwozia. Kontrolka – jak się tego spodziewałem zgasła a światełko zapaliło się. No to mamy cię bratku 🙂

Ciemna masa :)

Ciemna masa 🙂

Rozwiązanie problemu było banalne. 25 centymetrów grubego kabla z dwiema końcówkami pod śruby. Jeden koniec pod śrubę mocującą zawias do klapy, drugi pod śrubę mocującą teleskop do nadwozia.

I kolejny fundamentalny problem rozwiązany 🙂

Autor Rafał Hyrycz

wrz 22

Jakis czas temu w dziale KIA na forum4x4.pl padło pytanie skąd wziąć ewentualnie czym zastąpić odbój koła zapasowego? Nie bardzo wiedziałem co odpowiedzieć, skierowanie pytającego do serwisu wydawało się zbyt banalne… zasugerowałem wykonanie nowego odboju na ten przykład z krażka hokejowego – nie zastanawiając się zbyt mocno czy pomysł ten ma jakąkolwiek szansę realizacji. Do czasu…

Tak jakos ze trzy tygodnie temu podczas pobieżnej lustracji stelaża koła zapasowego odkryłem dwie niepokojące rzeczy. Pierwsza z nich ta taka, że w kilku miejscach popękały spawy łączące poszczególne elementy stelaża. Poprawić tego jeszcze nie poprawiłem, ale zająć się tematem trzeba będzie niedługo.Druga zaś sprawa to taka, że z odboju zostały generalnie wióry – rozlazł się on całkowicie. To co z niego zostało zdemontowałem i przeniosłem do kanciapy celem ustalenia co dalej… Niestety na szybko nic nie dało się nic zrobić. Przez kilka dni jeździłem więc bez tego elementu, ale piszczenie i hałas generowany przez nie dociśnięta klapę i luźny stelaż dawał się nieco we znaki. Coś trzeba było wymyśleć. Zaglądam więc do jednego sklepu z gratami do kijanek… nie ma, w drugim… nie ma, w trzecim… nie ma. Allegro – nie ma. W serwisie nie pytałem. Pewnie mają w Korei. Olśnienia doznałem w sklepie budowlanym, gdzie na jednej z półek znalazłem gumowy odbój do drzwi mocowany do podłogi. Ma on kształt ściętego stożka, przelotowy otwór na śrubę czy też wkręt oraz podebranie w górnej części służące do tego aby łeb owej śruby mógł się schować i nie wystawać. Średnica – nieco mniejsza niż oryginał, ale to nie problem, długością pasował akurat. Oczywiście nie obyło się bez rzeźby.

Pierwsza sprawa – odbój ten jak wspomniałem ma podebranie do schowania łba śruby mocującej. Ma – ale przydałoby się drugie nieco większe i z drugiej strony. No cóż – gdybym dysponował tokarką to załatwiłbym sprawę na szybkości. Niestety nie dysponowałem. Miałem za to dremela i ostry frez, więc w ciągu godziny wykonałem stosowne podebranie – średnica ok 25mm, głębokość około 20. Następnie z szuflady w kanciapie wygrzebałem dwie śruby dziesiątki z pełnym drobnym gwintem – bo takowy nacięty jest w otworze stelaża, gdzie wkręcony jest odbój. Po sfazowaniu łbów zespawałem je obie do kupy spaw wyrównałem do oryginalnego sześciokata pod klucz 17. Śruby należało trochę poprzycinać. Dalej to prościzna – na jedną ze śrub nalezy założyć podkładke dużej średnicy, nastepnie przerobiony odbój, koleną podkładkę i wszystko skręcić odpowiednią nakrętka. Chciałem dać samokontrującą, ale była za wysoka. Reszta to kosmetyka – tu przyciąć, tam podszlifować, zamontować, wyregulować… Zamontowany i wyregulowany na długość odbój zabezpieczyłem nakrętką samokontrującą. I działa. 🙂

Autor Rafał Hyrycz

wrz 21

Wygląda na to, że szykuje się mały serial. Taki na miarę „Mody na sukces” lub conajmniej rodzimego „Klanu”.  Wibracje w kijance… temat rzeka…

Jakiś czas temu, gdy byłem w drodze do byłego miasta wojewódzkiego, zatrzymałem się w jednej wsi gminnej zatrzymać celem zakupienia tego i owego w monopolowym. Przy odpaleniu auta okazało się, że gdzieś z przodu czy też z dołu HGW tak naprawdę skąd dochodzi metaliczny stuk jakby coś luźne było i waliło. Ponieważ przykre to zjawisko akustyczne nie występowało wcześniej drogą dedukcji doszedłem do jedynego słusznego wniosku, że coś się widocznie zje*** – to znaczy zepsuło się. Oględziny pod maską nie dały rezultatów, silnik nie licząc hałasu przy odpaleniu i gaszeniu działał normalnie, więc podjąłem decyzję o kontynuowaniu podróży. Jechałem sobie wolno – około 80 km/h – nic się nie działo. Przyspieszyłem do setki – nie wiem ile to zabrało, bo akurat nie miałem pod ręką kalendarza – okazało się, że w okolicach setki szarpanie stało się znaczące, jednakże bez żadnych efektów dźwiękowych… Zwolniłem zatem i w żółwim tempie dokulałem się do Ostrołęki. Na parkingu pod urzędem wojewódzkim postanowiłem zaparkować tyłem. Podczas manewrów pojawiło się stukanie czy też dzwonienie – jakby gdzieś pod poprzeczką skrzyni biegów Ki uj? Poduszkę wyrwało czy co? Trzeba zweryfikować… Z kufra szybko wyciągnąłem stary kocyk, rozłożyłem na kostce i wczołgałem się pod auto. Jeden rzut oka na prawą podłużnicę ramy wyjaśnił wszystko – urwał się wspornik do którego mocowana była poducha wyłapująca skrętne ruchy zespołu napędowego. Co ciekawe – wspornik ten przykręcany jest do ramy na dwie śruby – jedna z nich (dolna) zgubiła łeb mniej więcej za premiera Buzka, a druga zmuszona do przenoszenia całego obciążenia wyłamała się razem z kawałkiem ścianki już za premiera Tuska.
No i w ten sposób miałem kolejną rzecz awaryjnie do ogarniecia.

Do domu doturalałem się w tempie takim bardziej spacerowym i w zasadzie od razu – zaraz po przybyciu położyłem się na płytach EKO przydomowego parkingu celem dokonania niezbędnych napraw.

W pierwszej kolejności zdemontowałem ów element tłumiący drgania skrętne  – wystarczyło toto odkręcić od reduktora. Do ramy i tak nic nie trzymało.

W drugiej kolejności  – musiałem się pozbyć pozostałości po dolnej śrubie mocującej wspornik poduszki reduktora do ramy. Jak wspomniałem powyżej – śruba ta straciła łeb już jakiś czas temu, a jej pozostałość za pośrednictwem korozji scaliła się z gwintem w ramie niczym świętym węzłem małżeńskim… No cóż – na takie węzły też są sposoby 🙂 Wiertarka, gwintownik… Jakoś dało radę.

Potem to już łatanina – wyrwany kawałek ścianki ramy wspawałem z powrotem na miejsce. Aby trafił tam gdzie trzeba trzeba było wykorzystać kawałek blachy z dwoma otworami i dwie śruby M8 – wymusiło to właściwe usytuowanie wyrwanego elementu. Potem spawanie – najpierw punktowo aby złapać, potem po odkręceniu śrub i zdjęciu blaszki – spawem ciągłym dookoła. No prawie ciągłym 🙂 Ponieważ taka naprawa jak dla mnie nie zapewniała właściwej wytrzymałości zdecydowałem się jeszcze na wykonanie dodatkowej łaty – nakładki. Spaw wyrwanej części został zeszlifowany, tak aby uzyskać równą płaszczyznę ścianki ramy. Właściwe położenie nakładki zapewniły wkręcone w ramę śruby M8 – w właściwie ich łby. Chwilę potem było po robocie – łata została obspawana dookoła, także w odpowiednio powiększonych otworach. Szlifowania było mało, montaż wspornika (zastosowałem nierdzewne śruby imbusowe) i poduszki poszedł gładko.

Przykre zjawiska akustyczne znikły, zmniejszyły się nieco wibracje… generalnie sukces 🙂

Autor Rafał Hyrycz

wrz 18

Takim nieco przewrotnym tytułem zdecydowałem się opatrzyć kolejny wpis. Rzecz dotyczy zaworu EGR stosowanego w układzie dolotowym kijanki w celu skierowania części spalin z powrotem do kolektora ssącego celem ich dopalenia, co podobno ma mieć zbawienne skutki dla szeroko pojętej ekologii, walki z globalnym ociepleniem tudzież pozytywnie wpływać na na kocenie się zajęcy na Skuszewie. No cóż – ale czy aby na pewno pozytywnie wpływa na silnik i to co można z niego uzyskać?

Na początek trochę teorii rodem z Wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/System_recyrkulacji_spalin . Jak widać same ochy i achy – tak na dobrą sprawę gdyby sugerować się tymi informacjami to samochód powinien być zasilany mieszanką paliwowo spalinową z niewielkim dodatkiem powietrza 🙂 Ponieważ konieczność stosowania tego urządzenia w silniku zalatuje jak dla mnie ekologiczną ściemą postanowiłem sprawdzić co się stanie jeśli uniemożliwi się mu pracę. Tutaj sugestie były dość daleko idące – podobno można było odzyskać nieco mocy czy zaoszczędzić na paliwie. No cóż…

W tym celu podniosłem maskę kijanki i zlokalizowałem przedmiotowego chwasta… Ukrywa się on po lewej stronie silnika pod kolektorem ssącym. Wyglądem przypomina niewielkie serwo a sterowany jest podciśnieniem z kolektora ssącego podawanym przez cienki wężyk.

[nggallery id=7]

Chwasta wymontowałem i poprzez podanie podciśnienia otworem gębowym w króciec stwierdziłem organoleptycznie, że jest on sprawny. Ale – przecież miałem mu to działanie uniemożliwić, więc udałem się w ciasnotę warsztatu mojego gdzie na znalezionym kawałku blachy aluminiowej odrysowałem kształt uszczelki z pominięciem otworów spalinowych. Blacha miała być miedziana, ale niestety – miedź gdzieś wyszła. Zaślepkę wyciąłem dremelem – to naprawdę kapitalne urządzenie do tego typu prac. Zajęło to może pół godziny… Poskładanie wszystkiego do kupy trwało krótką chwilę. Krótka przejażdżka miała dać odpowiedź na pytanie czy silnik stał się przez to mocniejszy… I tutaj nie bardzo wiem co powiedzieć, bo nie odczułem takiego przyrostu mocy, który skutkowałby spektakularnym kopem w nery przy depnięciu gazu. Rzekłbym, że nie odczułem żadnego przyrostu mocy. Zauważyłem natomiast wzrost obrotów na biegu jałowym po rozgrzaniu silnika – normalnie jest 750 – 850 obr/min, po odcięciu EGR jest prawie 1000obr/min – a to już dobre nie jest.

Ale testy chwilę potrwają 🙂

Autor Rafał Hyrycz

wrz 18

Niechaj będzie powalony konstruktor piasty przedniego napędu samochodu KIA Sportage, ojciec większości problemów jakie auto to stwarza, Amen.

Tak się złożyło, ze od jakiegoś czasu z lewego przedniego koła przy zapiętym napędzie dochodziły podejrzane dźwięki z rodzaju szuruburu. A to już dobrze nie wróżyło. Zaopatrzywszy się w nowe łożyska igiełkowe, uszczelniacze oraz – profilaktycznie – przegub zewnętrzny wyczekiwałem dogodnej chwili aby ten wraży element potraktować zgodnie z sumieniem – czyli doprowadzić do sprawności technicznej. Chwila nadeszła dzisiaj. O godzinie 10 rano – bo inżynierowie w sobotę nie wstają przed ósmą, pełen wiary i nadziei a także zapału i dobrych chęci udałem się do garażu… I już od razu wiedziałem, że łatwo nie będzie. Operacja wymiany łożyska igiełkowego – jeśli nie wynikną po drodze jakieś problemy zajmuje mi zwykle około godziny. Tym razem niestety problemy były – zarówno standardowe, jak i nadprogramowe. No ale dobra – do dzieła!

[nggallery id=1]

Pojawia się pierwszy problem: wcięło gdzieś klucz do kół i nie ma jak zluzować nakrętek. Poszukiwania nie dają rezultatów, w końcu kojarzę, że klucz ten zyskał zastosowanie alternatywne do otwierania studzienek kanalizacyjnych, w związku z czym leży na pace berlingo. A berlingo stoi w garażu pod biurem. A biuro z kolei jest w Wyszkowie. Równie dobrze mogłoby być w galaktyce Kurvix. Klucza nie ma. Organizuję w końcu jakiś nasadowy i luzuję te 5 nakrętek. Teraz trzeba podnieść grata. Nic prostszego myślę sobie. Łapię za hilifta, wkładam w przeznaczony do tego celu otwór w zderzaku przednim i co? I nic – ściana jest za blisko i nie idzie. Dobra – jak nie kijem gnoja to pałką – wyciągam standardowy podnośnik śrubowy, podkładam pod niego gruby klocek drewniany i podnoszę i zabezpieczam auto. Zdejmuję koło i przystępuję do dalszej demolki. Kolejny problem pojawia się po odkręceniu pokrywy sprzęgiełka. Pomimo wcześniejszego przełączenia sprzęgiełka w pozycję 4×2 element sprzęgający nie raczył się ruszyć skutkiem czego wyskoczyła sprężyna a ten element jeden pozostał w sprzęgiełku. Winna wszystkiemu była maź zalegająca we wnętrzu obudowy… Przesadziłem ze smarowaniem…

[nggallery id=2]

Lecimy dalej z demontażem sprzęgiełka. Gdzie ja mam ten hardmadafakazajebisty komplet imbusów co to za niego kupę szmalcu w zeszłym roku wyłożyłem? Krótkie poszukiwania i konstatacja – w galaktyce Kurvix w tym samym pudełku co klucz do kół. Chyba trzeba odpalić „orzeła 7” i podjechać do biura. Ale nie – znajduję awaryjny imbus w kieszeni drzwi i reszta sprzęgiełka idzie out. Sprwadzenie organoleptyczne: diagnoza morderstwo 😉 Duży luz wskazuje na zużycie łożyska lub czopu a znając życie to jednego i drugiego. Przy użyciu specjalnych szczypiec zdjąłem Segera zabezpieczającego półoś przed wysunięciem się z piasty. Pogrzebawszy w skrzynce z narzędziami znalazłem nasadową trzynastkę. Bez wahania używam jej w celu odkręcenia zacisku hamulcowego. Po zdjęciu zacisku do mojego umysłu dociera straszliwa prawda: mam kolejną robotę, bo oto odkrywam, że wyszczerbił się plastikowy tłoczek ściskający klocki. Niestety nie mam tego na zdjęciu. Następnie w pewną dłoń ująłem oczkową siedemnastkę, którą to po usunięciu zawleczki odkręciłem nakrętkę końcówki drążka kierowniczego. Przez chwilę zastanawiałem się czy w ramach kultywowania starych tradycji nie poćwiczyć zbijania ze stożka metodą dwóch młotków. W końcu jednak ze skrzynki na narzędzia wygrzebałem ściągacz co to go kiedyś kupiłem za równowartość trzech flaszek w sklepie „mrówka” przy ul. Pułtuskiej w moim rodzinnym mieście powiatowym. Pół minuty później było po robocie – końcówka drążka z głośnym hukiem poddała się.

[nggallery id=3]

Następnie przy użyciu dwóch kluczy nr 17 odkręciłem śrubę mocującą górny sworzeń zwrotnicy oraz odłączyłem go od zwrotnicy… Droga do łożyska igiełkowego stanęła otworem (w piaście). Manewrując z jednej strony półosią, a z drugiej zwrotnicą opartą na dolnym sworzniu wyciągnąłem półoś z piasty. Łożysko igiełkowe musiało dostać trochę wody i zawartego w niej brudu: bieżnia na półosi też w nie najlepszym stanie. Na moje oko kaprawe brakuje tam z 0,5 mm średnicy, bieżnia jest zatarta a w dodatku po uważniejszych oględzinach okazało się, że igiełki jeszcze ją dodatkowo wygniotły.

[nggallery id=4]

W tym momencie muszę przerwać tą mrożącą krew w żyłach opowieść, bo nastąpiła przerwa w pracy na ogrzanie się oraz spożycie posiłku regeneracyjnego. Było południe.

Przerwa techniczna przeciągnęła się do godziny 15… Proboszcz akurat dzisiaj po kolędzie chodził.

Wróciłem do garażu i drapiąc się w zakola czystymi jeszcze rękami zastanawiałem się czy wymiana przegubu jest aby na pewno konieczna. W końcu przymierzyłem łożysko na czop nowego przegubu a następnie na stary – porównałem luzy. Wyszło na to, że na starym będzie się za mocno kiwać. No cóż – stosując się do instrukcji udzielonych mi onegdaj przez @Igora zdjąłem manszetę z przegubu wewnętrznego, wyciągnąłem zabezpieczenie i całość wyciągnąłem przez „widelec” zawieszenia.

Ostatnio na forum ktoś pytał jaką metodą najlepiej wyciągnąć łożysko z piasty. Nieodmiennie odpowiadam: siłową Najpierw przy użyciu śrubokręta należy zniszczyć koszyk łożyska i dokonać resekcji jego resztek. Następnie przy użyciu rurki zapartej o rant pierścienia zewnętrznego wybić pozostałości. Dla wygody najlepiej podczepić górny sworzeń tymczasowo z powrotem do zwrotnicy.

[nggallery id=5]

I teraz w zasadzie jest z górki

Nowe łożysko osadziłem w piaście przy użyciu klocka drewnianego i czujnika impulsowo-udarowego z naprowadzaniem trzonkowym. Impulsy powinny być dawkowane z odpowiednią częstotliwością i wyczuciem. Oczywiście wcześniej otwór w piaście został oczyszczony i nieco nasmarowany. Identyczną metodą osadziłem nowy uszczelniacz.

[nggallery id=6]

Na ostatnim zdjęciu widać zamontowaną półoś z nowym przegubem zewnętrznym. No cóż – zostawiliśmy są samą sobie jakiś czas temu. Opowiem więc pokrótce co się z nią działo. Trafiła w imadło Zużyty przegub zewnętrzny został potraktowany po rzeźnicku: diaksem i młotkiem został oddzielony od półosi. Operacja odbyła się bez znieczulenia i z pełną brutalnością. Zdjęć nie ma, bo niektórzy widzowie o słabszych nerwach mogliby nie znieść tego widoku Pojawił się za to kolejny problem – po napchaniu smaru do przegubu i złożeniu wszystkiego do kupy okazało się, że nie jestem w stanie zacisnąć tych badziewnych opasek zaciskowych dołączonych do przegubu – wymagany jest jakiś speszial tul, którego nie posiadam. I tu mię nerwy poniosły – nawet w galaktyce Kurvix sklepy motoryzacyjne były pozamykane. Ostatecznie po długich poszukiwaniach znalazłem dwie po chrześcijańsku zaciskane kombinerkami opaski o średnicy 94 mm i jedną 35 mm – czyli wszystko co było potrzebne do szczęścia…

No cóż – tutaj mógłbym przerwać opowieść, bo dalsze czynności montażowe wykonywałem w kolejności odwrotnej od tych demontażowych bacząc przy tym na to aby nie zostało mi za dużo zbędnych elementów ale chciałbym zwrócić uwagę na dwa szczegóły. W ramach testów obudowę sprzęgiełka i element sprzęgający potraktowałem smarem miedziowym w spreju. Zobaczymy co z tego wyniknie. Druga sprawa jest innego rodzaju – w sprzęgiełku znajduje się łożysko podpierające drugi koniec półosi (jeden jest podpierany przez to nieszczęsne łożysko igiełkowe). Łożysko w sprzęgiełku jak do tej pory przeżyło TRZY łożyska igiełkowe a luz jaki wykazuje jest taki sam od nowości. I wychodzi mi na to, ze przeżyje jeszcze wiele „igiełek”. I co? Okazuje się, że jednak można zrobić trwałe łożyskowanie oparte na igiełkach… Więc czemu to w piaście nie daje rady? Pytanie pozostawiam bez odpowiedzi.

Dziękuję za uwagę.

_____________________________________________________________________________________

Autor Rafał Hyrycz